
Ostatni dzień w tym magicznym mieście spędziłam najpiękniej jak tylko się da. W dodatku przy najpiękniejszej pogodzie, jaką mogłam sobie wymarzyć.
Plan na ten dzień miałam dość ciekawy, ale postanowiłam, że spontanicznie będę chwytać to co Zurych ma mi do zaoferowania.
Wszystko zaczęłam od przejażdżki koleją na wzgórze (Uetliberg) z którego widać niesamowitą panoramę miasta. Kolejka jeździ mniej więcej co pół godziny z Bahnhof (dworca głównego) w kierunku Uetliberg. Dojedziecie tam bez problemu na ZurichCARD, w innym wypadku musicie kupić bilet na odpowiednie strefy.
Trasa pociągu prowadzi przez zalesione wzgórze, ale czasem wyłaniają się widoki na okoliczne wioski.
Od stacji docelowej trzeba jeszcze kawałek dojść (ok.15 minut), ale widoki, jakie roztaczają się z tego wzgórza są warte każdego postawionego kroku.
Stąd roztacza się najpiękniejszy widok na jezioro, jakie tylko można sobie wymarzyć. Panorama miasta nie jest tu tak ekscytująca i zachwycająca, jak z Lidenhof, ale ten niesamowity widok na jezioro zapiera dech w piersiach.
To jeden z tych widoków, dzięki którym oczy wilgotnieją, a serce jest pełne radości.
Wzgórza dookoła wyglądają równie imponująco. Trochę żałuję, że nie mam już czasu na spacer po tych wzgórzach, ale napewno jeszcze tu wrócę.
Z drugiej strony wzgórza widać za to małe, okoliczne wioski. Są trochę kontrastem dla miasta po drugiej stronie. Bije od nich niesamowity spokój.
Wcale nie chcę stąd wracać.
Postanawiam ostatniego dnia przespacerować się wzdłuż prawego brzegu jeziora (patrząc od strony miasta). Tam jeszcze nie byłam i choć budynki poustawiane tuż przy brzegu nie do końca mnie zachwycają, to coś mnie tam ciągnie.
Po drodze mijam tłumy mieszkańców, którzy wyszli na lunch właśnie nad jezioro. Jedni z przygotowanymi samodzielnie, inni z zestawami lunchowymi z restauracji czy cateringów. Ciężko znaleźć teraz miejsce, by spokojnie usiąść.
Szukając miejsca idę coraz dalej i dalej. Mijam po drodze marinę, mijam hotele. W końcu docieram do miejsca, do którego już niemal nikt nie dociera.
Miejsca, które za ten widok kocham chyba najbardziej.
Siadam więc na kamieniu i wpatruję się w zaśnieżone Alpy i migoczące promienie słońca na tafli jeziora.
To jedno z tych miejsc, i jedna z tych chwil, która pozostaje w pamięci na zawsze.
Mam jeszcze jeden cel tego dnia – rejs statkiem na sam koniec mojego pobytu w Zurychu.
Do wyboru mam dwie możliwości – krótki rejs ok 1,5-godzinny, albo długi 4-godzinny wraz z lunchem. Nie chcę jeść lunchu na statku sama, więc postanawiam wybrać się na krótszy rejs (jest w cenie ZurychCARD, dłuższy już nie). Siadam na dziobie stateczku, łapiąc ciepłe promienie słońca. Warto usiąść po prawej stronie, by więcej zobaczyć, bo statek płynie w kierunku odwrotnym do wskazówek zegara.
Krótki rejs dopływa mniej więcej do połowy jeziora i co kilkanaście minut przybija do brzegu by zabrać pasażerów z okolicznych miejscowości. Wiele tych wiosek oferuje ciekawe atrakcje, jak chociażby popularne winiarnie, czy dalej piękne pałace i zamki.
Po drodze mijamy złotą, ogromną fabrykę czekolady Lindt, mniejsze, a i tak piękne miejscowości. Wracając za to można podziwiać niesamowite wille z zejściem prosto do jeziora. Niektóre stare, inne nowsze, wszystkie w bardzo magicznym klimacie, niczym z filmów.
Zuryskie Jezioro to też świetne miejsce, by popływać żaglówkami, wypożyczyć łódki, czy rowery wodne. Z resztą wśród mieszkańców sporty wodne są tu naprawdę bardzo popularne.
Samo jezioro jest krystalicznie czyste, więc kąpiel w nim może być samą przyjemnością.
Choć dzień miałam z niezapomnianymi widokami, schodzę trochę na ziemię by spróbować Bradwurst. Kiełbaski popularnej w Szwajcarii.
Jest naprawdę spora i dużo smaczniejsza, niż te serwowane w Niemczech.
Do tego pajda chleba.
To chyba jedno z najtańszych dań, jakie można zjeść w Zurychu, a jeśli się je je z widokiem na Jezioro Zuryskie, to spokojnie można nazwać je również niezapomnianym.
Na koniec idę pożegnać się z miastem o zachodzie słońca, z miejsca, które jako pierwsze mnie zachwyciło – z Lidenhof.
Znacie to uczucie smutku, kiedy zobaczyliście jedno z tych niesamowitych miejsc, a musicie je opuszczać? Miejsce, w którym się zakochaliście bez pamięci i które najchętniej stałoby się Waszym drugim domem. Ja po Florencji mam drugie takie miejsce – Zurych, które jest tak bardzo inne, ale tak piękne i tak niesamowite, że wcale nie chcę go opuszczać.
Do zobaczenia Szwajcario, mam nadzieję, że już niedługo zobaczymy się znowu.
Jeśli podobał Ci się wpis to będzie mi niesamowicie miło, jeśli podasz go dalej i polubisz moje konta na Facebooku i Instagramie (tu dzieje się najwięcej), a jeśli chcesz zobaczyć poprzednie szwajcarskie wpisy to zapraszam tu, a oto linki do poszczególnych wpisów:
- Miasto,
- Zurych o zachodzie słońca (piękne widoki)
- Film z Zurychu
- Ogród Botaniczny, punkty widokowe i szwajcarskie specjały (fundue i kawiarnia) i na filmie,
- Muzea.