
Jadąc na Mauritius wiedziałam, że koniecznie muszę zobaczyć jeden z przepięknych domów kolonialnych. Na całej wyspie jest ich kilka i większość z nich zamienionych jest obecnie w muzea lub fabryki rumu.
Niestety miałam trochę pecha, bo będąc w Chamarel, największa rumiarnia (jest takie słowo?) na wyspie była zamknięta, a do domku najbliżej nas nie zdążyliśmy dojechać o czasie (chyba już wspominałam, że większość atrakcji turystycznych jest zamykana dość wcześnie tj ok. 17.00).
Na całe szczęście miła pani kasjerka wpuściła nas na chwilkę, by móc go zobaczyć chociaż z zewnątrz.
Cała posiadłość The Château de Labourdonnais to przepiękny, duży ogród, destylarnia rumu, restauracja i cudowny kolonialny dom, w którym mieści się muzeum poświęcone właśnie czasom kolonialnym.
Ogród podobno jest nie tylko ogromny, ale przede wszystkim można w nim zobaczyć naprawdę dziwne, stare gatunki drzew. Pomiędzy nimi biegają dzieci, czego sami doświadczyliśmy będąc tu tylko na chwilę.
Wnętrze domu urządzone jest w stylu wiktoriańskim, z przepięknymi zdobionymi meblami i dodatkami. Za to destylatornia rumu to też miejsce, gdzie można potestować różnych rodzajów i smaków tego cudownego trunku przyrządzanego z trzciny cukrowej. Do domu przywieźliśmy jedną butelkę właśnie z The Château de Labourdonnais i to był najlepszy rum jaki w życiu piłam. Mogę zostać piratem!
Niestety nawet do restauracji La Table du Chateau nie udało mi się zajrzeć, choć menu wygląda naprawdę niesamowicie.
Udało mi się zobaczyć choć kawałek ogrodu i co najważniejsze – przepiękny dom kolonialny.
Najpiękniejszy widok jest z alejki porośniętej dużymi drzewami. Właśnie takie zdjęcie mi się marzyło, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcie z Mauritiusa.
Teraz mam ich nawet kilka!
I to przepiękne słońce przebijające się między konarami.
Dom wygląda dużo piękniej niż się spodziewałam. Taki uroczy, cudownie zdobiony balustradą wokół, w ślicznym kolorze, a do tego to niesamowite otoczenie. Chyba chciałabym tu zamieszkać.
Muszę tu jeszcze kiedyś wrócić, żeby odwiedzić wnętrze tego domu, ale choć w maleńkim stopniu jestem usatysfakcjonowana. W końcu zobaczyłam dom kolonialny i nawet mam stąd śliczne zdjęcie. Takie maleńkie marzenie mam spełnione.