
Mam ochotę przenieść się wraz z Wami jeszcze na chwilę na ciepłą, cudowną wyspę.
Choć o wyspie napisałam już prawie wszystko, to uważam, że brakuje jeszcze wpisu o hotelu, który może wydawać się zbędny, ale osobiście uważam, że to najlepsze miejsce do wypoczynku właśnie na Mauritiusie.
Jeśli wrócę kiedyś na Mauritius to napewno nie będę szukać innego miejsca. To jest perfekcyjne.
Hotel Zilwa Attitiude mieści się w Calodyne, na północy wyspy i właśnie jego położenie jest tu chyba najistotniejsze. Przepiękna laguna, cudowne widoki i niepowtarzalny klimat.
Zilwa w kreolskim języku znaczy – mieszkaniec wyspy, a mieszkańcy żyją tu z oceanu.
Cały kompleks ma przypominać wyspiarskie domki. I właśnie wyspa jest tu motywem przewodnim.
Każdy pokój urządzony jest tu w stylu maurytyjskim. Niemal każdy dodatek ma tu znaczenie.
Są drewniane dodatki, są napisy w języku kreolskim i jest piękny żyrandol zrobiony z małych drewienek.
Nawet dostaliśmy lokalne, maleńkie banany, ale nie zdążyliśmy ich spróbować, bo następnego dnia rano zniknęły już z naszego pokoju.
Na terenie hotelu mieści się SPA, 4 baseny (a może nawet więcej), bar, siłownia, plac zabaw dla dzieci, wypożyczalnia sprzętu wodnego, boisko i aż 7 barów i restauracji.
Trudno się momentami dziwić, że większość turystów nie opuszcza hotelu nawet na chwilę.
Z głównej restauracji rozpościera się widok na cały hotel, ale najważniejszy jest widok na ocean.
Z takim widokiem jadamy śniadania i kolacje.
A skoro już o kolacji mowa, to jest ona codziennie inna, ale najważniejsze – nawiązuje do tradycyjnych smaków wyspy. Szef kuchni potrafi czasem zaczepić i poopowiadać o daniach, ich pochodzeniu i składnikach. Oczywiście bufet dzieli się na ten dla alergików, na specjalnie porcjowane dania, na zakątek indyjski i morze przystawek. Oczywiście na desery przygotowany jest oddzielny kąt.
Do dyspozycji gości są również inne restauracje – elegancka restauracja na plaży, restauracja indyjska (o niej możecie przeczytać więcej tutaj), czy chińska, a także bar przy plaży, w łodzi i bar lunchowy. Wszystkie są warte odwiedzenia, choć do części obowiązują rezerwacje.
Na plażach i pod basenem, porozstawiane są leżaki, a obsługa hotelowa co chwilę donosi drinki i owocowe soki.
Widok z plaży zachwyca. Kolor wody jest niesamowity, a skały, roślinność i pomost, sprawiają, że można nie chcieć się stąd ruszać.
Tylko relaks…
Ostatnie godziny spędzone na wyspie postanowiliśmy spędzić w basenie.
Dryfowałam na flamingu odbijając się od brzegów i co jakiś czas oblewając się wodą.
Chcę jeszcze chłonąć widok, jaki się stąd roztacza – wiem, że zapamiętam go na zawsze.
Strój Wolf & Whistle / Flaming Sunnylife
Mauritius słynie z przepysznych owoców morza. Nie znaleźliśmy odpowiedniego miejsca podczas jeżdżenia po wyspie, więc ostatniego dnia naszego wylegiwania się na plaży wiedziałam, że muszę spróbować choć krewetek. Ukochany stanął na głowie, wraz z pracownikami, którzy zadzwonili gdzie trzeba i za godzinkę od zamówienia mieliśmy pyszne, świeże, ogromne krewetki przyrządzone w wyspiarskim stylu.
Ogromnym plusem hotelu są też ludzie. Obsługa naprawdę zrobiła dla nas bardzo dużo. Każdy nasz problem, każdą zachciankę spełniali często zanim my nawet o tym pomyśleliśmy. Zawsze uśmiechnięci, zawsze pomocni i bardzo towarzyscy.
Usiedliśmy spokojnie pod wielkimi parasolami.
I smakowaliśmy prostych krewetek.
Grilowane, doprawione tylko lekko oliwą i świeżymi warzywami. Pachnące jeszcze morzem.
Do tego oczywiście cudowne białe wino.
Raj na ziemi, który naprawdę ciężko opuszczać.